W uroczystość Miłosierdzia Bożego miałem okazję zagrać koncert w Parafii Św. Józefa Rzemieślnika w Nowej Soli. Był to koncert dedykowany młodzieży maturalnej, której było w sumie tyle, co kot napłakał. Pomińmy to.
Zdarzyła się niesamowita rzecz:
Tuż po koncercie poznałem mężczyznę ok. 38-letniego. Staliśmy z przyjaciółmi rozmawiając z nim.
Wyobraźcie sobie, ze ten człowiek nie był w kościele 30 lat od swojej Pierwszej Komunii. Uzależniony od kokainy, alkoholu, kobiet, życia przestępczego. Pogubiony totalnie (ale także nie do końca szczęśliwy).
Powiedział, że dziś rano, gdy się obudził „coś” mówiło mu, że ma pójść do kościoła i wyspowiadać się. Było to tak naglące wołanie, ze gdy przejeżdżał potem po kilku godzinach rowerem obok kościoła musiał wejść do środka. Kapłan na niego czekał. Ten wyspowiadał się. Gdy rozmawialiśmy o tym ciągle był w szoku, ze to się w ogóle stało. Powiedział, że nic nie może obiecać, że jeszcze nic nie rozumie, że nie zna w ogóle Jezusa… od czasu do czasu przecierał łzy cieknące po policzkach. KTOŚ go musiał mocno przytulić. Widać, ze trochę się wstydził tych łez, tej bezradności, świadomości, że coś jednak zchrzanił w życiu, że potrzebuje pomocy. ten dobrze wyglądający, wysportowany, umięśniony, posiadający umiejętności walki mężczyzna.
TAKIE JEST MIŁOSIERDZIE BOŻE. Taki jest Jezus.
Jezus powiedział do św. Faustyny, że Jego miłosierdzie jest ostatnią deską ratunku. Proszę nie przechodź obojętnie wobec tego świadectwa. Każdy może zmienić swoje życie, prawda?