Uderz w stół…

Zawsze kiedy gram „Kosmitę” (no prawie zawsze) opowiadam ludziom historię rozmowy w Poznaniu lata temu. (tu przeczytasz tę historię https://przemekszczotko.pl/wp-admin/post.php?post=786&action=edit). Rozmowa ta zainspirowała mnie do odważnego bycia „sobą” (zobaczcie jak to brzmi: „sobą”. Istnieje duży problem nakładania masek na twarz). Podczas koncertu, walentynkowego, który grałem w pewnej miejscowości jak zwykle, nawiązując do tej piosenki, zachęcałem ludzi, by mieli odwagę wystawić głowę ponad tłum, by nie iść z nurtem tego świata, lecz mieć odwagę znaleźć siebie i nie do końca troszczyć się o to, co powiedzą inni, tym bardziej, gdy robimy coś wartościowego.:-)

Po koncercie podeszła do mnie starsza pani, która uważała siebie za kobietę rozrywkową i żyjącą pełnią życia, Kościół generalnie to banda sztywnych. Ci księża…, ten Jezus to niezła bajka. Jakaś postać historyczna, która pojawiła się kiedyś i założyła swój kościół. Żaden Bóg. Rozmawialiśmy przez dłuższą chwilę. Próbowałem jasno zaznaczyć, że Jezus jest Bogiem, który stał się również człowiekiem dla naszego zbawienia. Kiedy mówiłem o miłości Boga do niej, to ona zatykała uszy, po czym zapytała: „Gdzie był ten Bóg, gdy moja matka zawiązywała stryczek wokół szyi?” Zrozumiałem, że tu chodzi o mamę. Żal, pretensje do Boga o tamte chwile. Teraz najprawdopodobniej odgrywa się na Bogu sprowadzając Go do bajki, bycia tylko człowiekiem. Tak mi podpowiadało serce. Dzięki temu nie oceniam jej, a bardziej żałuję. Powiedziałem jej, że Bóg nigdy nikomu nie zawiesił stryczka na szyi.

Jesteśmy WOLNI. Wybieramy relację z Bogie lub nie. Wyobrażasz sobie, że mama rodzi dziecko żeby je całkowicie sobą opętać, by robiło dokładnie to, co ona chce i kochało ją w taki sposób i tak długo jak ona chce? Czy nazwałbyś to miłością? Ok, najprawdopodobniej nic mu nie grozi… brrrrr. (wolę zginą wolny niż żyć długo zniewolony).

Bardzo Bóg zaryzykował dając ci życie, swat i jednocześnie całkowitą wolność wyboru wiedząc, że możesz Go nigdy nie wybrać i w konsekwencji zgubić drogę… do Domu.